No i ta tragiczna sobota.
Z samego rana poszliśmy na oddział kardiochirurgi z nadzieją na lepsze
wiadomości. Lekarz jeszcze spał. Z rozmowy dowiedzieliśmy się, że udało
się doprowadzić poziom potasu do poziomu zdrowego dziecka i na godzinę 9
przyjedzie Pan Profesor aby podjąć próbę odłączenia. Czekaliśmy pod
odziałem POP do godz.11. Wyszedł Profesor jakby lekko uspokojony.
Oznajmił nam, że udało się z powodzeniem odłączyć Maciusia. Powiedział
też, że obawia się o stan neurologiczny bo kardiologicznie jest dobrze,
cytuję "Maciek ma silne serce". Czekaliśmy na widzenie. Ta chwila
spędzona z synkiem znowu dała nam nadzieję. Kolejny raz przez myśl nam
przeszło, że nie ważne w jakim stanie neurologicznym będzie, ważne żeby
żył. Udaliśmy się do hotelu. Ja chciałem się zdrzemnąć, Marta zaś poszła
na kardiochirurgię podzielić się dobrą nowiną z koleżankami. Nie minęła
nawet godzina. Będąc sam w pokoju ciszę przerwał dźwięk telefonu. Bałem
się go odebrać a gdy podniosłem słuchawkę usłyszałem tylko "łączę
rozmowę" już wtedy wiedziałem co się stało, gdyż w ten sam sposób równo
dwa lata temu zadzwonili do mnie z informacją o śmierci mojego taty.
Pani anestezjolog powiedziała, że serduszko Macia się zatrzymało,
reanimacja jednak tym razem nie dała rezultatów. Nasz aniołek odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz